Była młoda, za młoda na śmierć. Przed sobą miała jeszcze całe życie. U boku miała kochającego partnera i dwójkę małych dzieci. Wszystko w jednym momencie legło w gruzach. Naraziła własne życie, by ratować innych. Rodzina zmarłej Basi wciąż nie może pogodzić się z tragedią, która miała miejsce w minioną sobotę.
Basia szykowała się do egzaminu na prawo jazdy, z narzeczonym planowali ślub. Byli już zaręczeni. Chcieli zmienić mieszkanie na większe. Mieli kupić samochód i ogródek. W jednym dniu świat runął. Mimo młodego wieku była świetną matką. Dzieciom niczego nie brakowało – mówi ze łzami w oczach tata Basi, Krzysztof Sz.

Dlaczego 19-latka znalazła się w tym miejscu, o tej porze?
Z piątku na sobotę Basia wraz z narzeczonym i przyjaciółmi bawiła się w jednej z dyskotek w Katowicach. Wyjście już od dawna było zaplanowane. 2-letnia Eliza i 7-miesięczny Igor zostali z dziadkami. Ekipa w sobotę rano wracała do domu. Na przystanku w centrum Katowic czekali na autobus do Świętochłowic, gdzie mieszkali.
O 5:50 nadjechał autobus, który nie mógł przejechać przez jezdnię. Blokowała ją grupka młodych, awanturujących się ludzi. Kierowca trąbił. Łukasz, partner 19-latki wyszedł na ulicę chcąc uspokoić kolegów. W ślad za nim poszła Basia. Wtedy autobus ruszył. Zdążyła tylko krzyknąć “Łukasz!” i odruchowo chwyciła za maskę pojazdu. Jednak maszyna wciągnęła ją pod koła…
Łukasz widział wszystko. Biegł za autobusem krzycząc, by kierowca się zatrzymał. Po kilkudziesięciu metrach spod pojazdu wypadły zwłok jego narzeczonej. Płakał z bezradności.

Od chwili wypadku młody chłopak zamknął się w sobie. Poświęcił się opiece nad dziećmi.
Mała Elizka coraz bardziej tęskni za mamą. Chodzi z telefonem i pyta, gdzie mamusia… – opowiada ojciec dziewczyny