W niemieckiej miejscowości Brandenburg an der Havel, rozpoczął się długo oczekiwany proces Jozefa S. Ten 100-letni mężczyzna jest oskarżony o pomoc w zamordowaniu minimum 3 tysięcy ludzi. Być może jako były strażnik z obozu Sachsenhausen, uczestniczył lub był świadkiem zakatowania komendanta głównego AK – Stefana Roweckiego.
Zarzuty ludobójstwa
Josef S. urodził się na Litwie w 1920 roku. Po zajęciu jego kraju przez nazistów miał zgłosić się do służby w batalionach Totenkopf jako tzw. volksdeutsch. To z racji tej służby, trafił w 1942 roku do obozu koncentracyjnego, gdzie do końca wojny służył jako strażnik. Oskarża się go o pomoc w rozstrzeliwaniu jeńców rosyjskich i pomoc w zabijaniu więźniów obozu. Akt oskarżenia dotyczy 3518 przypadków. Josef S. miał też pomagać mordować więźniów za pomocą gazu Cyklon B. Pełen zarzut to –“pomocnictwo w zabijaniu więźniów poprzez tworzenie i utrzymywanie warunków nieprzyjaznych dla życia”.
Choć wiek oskarżonego u niektórych wzbudza wątpliwości co do sensowności samego procesu, to Międzynarodowy Komitet Oświęcimski apeluje o sprawiedliwość.
Większość sprawców SS milczała, zawsze milczała, a to zawierało w sobie pogardę dla ofiar. Tak zawsze odczuwali to krewni zamordowanych – powiedział wiceprezes komitetu Christoph Heubner.
O procesie informują media z całego świata. Tym bardziej że, ze względu na wiek oskarżonego, proces ma nietypowy charakter.
To niezwykłe, że I Izba Karna Sądu Okręgowego w Neuruppin rozpatruje sprawę w Brandenburg an der Havel. Josef S. jest wprawdzie zdolny do występowania przed sądem, ale zgodnie z orzeczeniem lekarskim może to robić tylko przez dwie do trzech godzin dziennie.
Był nietykalny przez wiele lat
Josef S. podczas wojny trafił do niemieckiej niewoli. Następnie przez wiele lat mieszkał we wschodnich Niemczech w NRD. Tam, nieniepokojony pracował w rolniczej spółdzielni i przeszedł na emeryturę.
Jest jednym z wielu SS-mannów, którzy unikali przez lata więzienia. “Przez długi czas strażnicy SS byli stawiani przed sądem tylko wtedy, gdy można im było udowodnić, że indywidualnie przyczynili się do popełnienia zbrodni”. Zmieniło się to w 2011 r., kiedy były strażnik obozu koncentracyjnego Iwan Demianiuk został skazany na pięć lat więzienia za pomoc w 28 tys. morderstw. Demianiukowi nie można przypisać żadnej konkretnej zbrodni. Sąd Okręgowy w Monachium orzekł jednak, że służba Demianiuka w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym w Sobiborze w 1943 r. stanowiła przestępstwo współudziału w morderstwie. Oskarżony należał do machiny eksterminacyjnej. Wyrok skazujący nigdy się nie uprawomocnił, ponieważ Demianiuk zmarł wkrótce potem w wieku 91 lat – wyjaśnia “Berliner Zeitung”.
To właśnie ten wyrok dał impuls do rozliczenia jeszcze żyjących zbrodniarzy za swoje czyny. Tak przed sąd trafił Josef S.
W przypadku człowieka z Brandenburg an der Havel znaleźliśmy to, czego szukaliśmy, w Moskiewskim Państwowym Archiwum Wojskowym. Znajdują się tam akta personalne i dokumenty administracyjne z Sachsenhausen – opowiada szef głównego Urzędu Badania Zbrodni Hitlerowskich w Ludwigsburgu – Thomas Will.
W obozie, w którym pełnił służbę oskarżony, od początku do końca wojny przebywało ponad 200 tysięcy więźniów. Połowa z nich została zamordowana lub zmarła z powodu warunków panujących w obozie. Jednym z zamordowanych był komendant główny Armii Krajowej Stefan “Grot” Rowecki.