Media właśnie obiegła smutna wiadomość. Nie żyje Artur Walczak z Gniezna, były strongman. Sportowiec został znokautowany w trakcie gali PunchDown i trafił do wrocławskiego szpitala. Od ponad miesiąca był utrzymywany w stanie śpiączki.
Cios, który kosztował go życie
To ponad miesiąc temu, a dokładniej 22 października doszło do tragicznego zdarzenia. Na gali odbywającej się we Wrocławiu Artur “Waluś” Walczak w wyniku ciosu zadanego mu przez “Zalesia” został znokautowany i natychmiast przewieziony do szpitala. Niestety, ale rokowania już na samym początku nie były dobre.
Sportowiec dla własnego bezpieczeństwa został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Jednak nie udało się go z niej wybudzić.
Nie żyje Artur Walczak
To dzisiaj rano smutna wiadomość o śmierci sportowca pojawiła się w sieci. Informacje przekazał między innymi przyjaciel mężczyzny, Piotr Witczak. Ponadto o śmierci donoszą także serwisy lokalne, z rodzinnego miasta Artura, jakim było Gniezno.
46-latek bez wątpienia był wielkim fanem i miłośnikiem sportu. Już jako nastolatek próbował swoich sił w roli siłacza. Później poszedł karierą strongmana.
2006 rok był dość przełomowy w jego życiu. To wtedy poleciał do Dubaju, gdzie pokonywał o wiele bardziej doświadczonych rywali od siebie. Ustanowił wówczas rekord świata w “spacerze farmera”, czyli z walizką o wadze 150 kilogramów na odległość 50 metrów.