Nie żyje Irena Morawska. Znana reporterka i twórczyni filmów dokumentalnych zmarła w wieku 68 lat. Jeśli chodzi o twórczość, to wyprodukowała między innymi “Balladę o lekkim zabarwieniu erotycznym” czy “Chłopaków do wzięcia”. Pięknymi a zarazem niezwykle wzruszającymi słowami pożegnał ją w mediach społecznościowych Mariusz Szczygieł.
Kim była Morawska?
Urodziła się 14 czerwca 1954 roku w Ciechanowie. Mimo że z wykształcenia wcale nie była dziennikarką, to świetnia sprawdziła się w tej roli. Pierwsze doświadczenie w tym zawodzie zdobyła pracując w latach 1985-1990 jako dziennikarka “Nowej Wsi”. Następne dziewięć lat pracowała w dziale reportażu “Gazety Wyborczej”, gdzie zajmowała się przede wszystkim tematyką społeczną, opisując przemiany społeczne w Polsce po 1989 roku. Ponadto zajmowała się tematyką zagraniczną. Z kolei od 2000 roku wraz z mężem, Jerzym Morawskim również dziennikarzem, zajęła się realizacją filmów i seriali dokumentalnych, “Balladę o lekkim zabarwieniu erotycznym”, którą wyemitowano na antenie TVP, czy serial “Chłopaki do wzięcia”, których obejrzeliśmy na Polsat Play
Wyróżniała się na tle koleżanek czy kolegów z pracy. Jej reportaże były drukowane również we francuskiej i niemieckiej antologii polskiego reportażu literackiego. Natomiast dla szwedzkiego radia zrealizowała godzinny dokument w polskich robotnicach Symfonia poziomkowa.
Nie żyje Irena Morawska
Piękne wspomnienie Ireny Szczygieł zamieścił w mediach społecznościowych znany reportażysta, Mariusz Szczygieł:
“Była światłem” – powiedział ktoś, kto widział ją tylko raz w życiu. W marcu 1990 roku poznała nas Hanna Krall i zakochałem się w Irenie Morawskiej od pierwszego wejrzenia. Pracowaliśmy w pierwszym składzie działu reportażu „Gazety Wyborczej”. (…) Pisała tak, że pobudzała nasze zmysły.
Fascynowało nas zawsze, co Morawska nowego usłyszała. Ukułem anegdotę, że jeśli Irena jedzie do księgowej, oskarżonej o manko w upadającym pegeerze, to okaże się, że oskarżona nazywa się Zofia Strata. Jeśli ma pisać o chłopie, który znalazł milion na drodze – na pewno nazywa się Marian Radosny. To się przydarzało tylko Irenie.