Trwa okres kolędowania, czyli wizyt duszpasterskich w domach wiernych. Ksiądz Łukasz Waśko z Torunia wraz z ministrantami zaczął odwiedzać rodziny należące do parafii. Jednego dnia w trakcie obchodu domostw, ministranci ostrzegli duchownego przed nieprzyjemnym zapachem, który wydostawał się z mieszkania, do którego zmierzali. Księdza wcale to nie zniechęciło, a kolęda, którą odbył w Toruniu, zapadła mu w pamięci do dziś.
Ksiądz z Torunia podzielił się tym, co go spotkał w czasie kolędy aż siedem lat temu, z serwisem Gościa Niedzielnego. Do zdarzenia doszło na jednym z toruńskich osiedli domów jednorodzinnych.

Kolęda w Toruniu
Duchowny razem z ministrantami weszli do domu. Faktycznie, zapach nie należał do najprzyjemniejszych. Co więcej, dom okazał się prawie że pusty. Brakowało wykładzin i większości mebli. Księdza u drzwi przywitał elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku. Jak wspomina kapłan – “Ostrzegł mnie, że może pojawić się żona i zachowywać bardzo dziwnie, ale nie mam się bać”.
Tak też się stało. Po upływie kilku minut w salonie rozległ się hałas. Do pokoju wparowała na czworaka kobieta. Miała na sobie wyłącznie halkę i dziwnie się zachowywała. Gospodarz uznał, że powinien nieco nakreślić księdzu sytuację. Podzielił się z nim historią swojego małżeństwa. Para pobrała się kilkanaście lat wcześniej. Początkowo żyło im się jak w bajce – dobrze zarabiali, korzystali z życia i cieszyli się swoją miłością.

Sielanka w pewnym momencie się skończyła. Wszystko z powodu problemów zdrowotnych kobiety. Lekarze postawili diagnozę, zwapnienie mózgu. Wyjaśnili, że to stan neurologiczny i psychiczny i będzie tylko gorzej. Finalnie choroba doprowadziła do śmierci.
“Najważniejsze, że jesteśmy razem”
Stworzyłem w domu dla żony bezpieczne miejsce. Kiedy jestem w pracy, zajmują się nią opiekunki. Kiedy wracam, czuwam sam. Nie ma tu wykładzin ani za dużo mebli – żona w niekontrolowany sposób oddaje mocz, gdzie popadnie, stąd ten zapach. I tak tu razem żyjemy. Nie wiem, jak długo pożyje, ale cieszę się, że mieszkamy razem — powiedział mąż.

Kapłan nie ukrywał, że wyznanie nim wstrząsnęło. To był przykład prawdziwej i wiernej miłości. Nawet choroba nie była im straszna, ponieważ mieli siebie. Mieli na kim polegać. W pokoju zapadła cisza. Po chwili ksiądz przerwał milczenie. Zapytał mężczyznę, dlaczego mimo dobrej sytuacji materialnej nie oddał żony do specjalistycznego ośrodka, albo do domu opieki. Wtedy usłyszał prostą, ale jakże piękną odpowiedź – “Bo ją kocham”.
Razem wybuchliśmy płaczem. Opowiadał mi o tym, jaką siłę w tej sytuacji znajduje w Bogu, w Jego słowie i na modlitwie. A ja uświadomiłem sobie, że siedzę obok świętego – opowiedział ks. Łukasz Waśko.
*Zdjęcia użyte w artykule mają charakter poglądowy
No nie wiem…..
jutro do mnie przyjdzie ksiądz, mam nadzieję że mnie natchnie
Wparował jak do siebie nie czując smrodu bo pieniądz nie śmierdzi